wtorek, 26 marca 2013

"Blutbad - vulgarized by your ancestors as the big bad wolf. What, did you just get the books tonight?"


Z powodu chwilowego zastoju w pojawianiu się nowych odcinków moich ulubionych seriali, zdecydowałam się na bliższy kontakt z "Grimm'em". Jako że tematyka baśni zawsze była mi bliska (stanowiła temat moich dwóch prac), to stwierdziłam, że serial nawiązujący do najsłynniejszych twórców gatunku powinien mi się spodobać. I nie myliłam się :) Kolejny trafiony wybór. Chociaż serial nie jest tak porywający jak "GoT" czy "The Walking Dead", to ogląda się go z przyjemnością. Ciekawe sprawy, dowcipne dialogi, interesujące zdjęcia, piękne plenery a to wszystko okraszone różnorodną muzyką. Skończyłam pierwszy sezon i muszę powiedzieć, że trafiły się w nim odcinki słabsze, ale i było kilka takich, od których oderwać się nie mogłam.
Główny bohater jest w porządku, jednak dla mnie pierwsze skrzypce gra wilkor-wiolonczelista (Silas Weir Mitchell - świetny aktor, znany m.in. z bardzo dobrej roli w "Prison Break"). "Graimm'a" warto obejrzeć chociażby po to, by zobaczyć tą zaskakującą postać :)

niedziela, 24 marca 2013

Northern Kings


Northern Kings to moje przypadkowe odkrycie muzyczne. Pojęcia nie mam dlaczego dopiero teraz na nich trafiłam. Każdego z czterech tworzących ten zespół wokalistów znam z innych projektów, natomiast nie wiedziałam, że w 2007 roku połączyli siły by nagrywać... covery. O ile zazwyczaj nie przepadam za tego typu twórczością, bo moim zdaniem prawdziwy artysta powinien tworzyć od podstaw, to w tym przypadku skłonna jestem zmienić zdanie. Dlaczego? Właściwie to powodów jest kilka. Kocham skandynawski metal symfoniczny, kocham Marco z Nightwish'a i kocham ryczących facetów w długich włosach.
Zespół w składzie:Marco Hietala (Nightwish, Tarot), Tony Kakko (Sonata Arctica), Jarkko Ahola (Teräsbetoni) i Juha-Pekka Leppäluoto (Charon) nagrał dwa albumy. Owszem, trafić można w ich dorobku na totalnie spaprane kawałki (np. "Kiss from a Rose"), ale ja osobiście znalazłam kilka piosenek, które mogłabym słuchać 24/7, pomimo, że nie przepadam za oryginałami. Jedną z takich perełek jest dla mnie "We Don't Need Another Hero".
No ok, ktoś może stwierdzić, że teledysk lekko kiczowaty, cover bliski oryginałowi, ale dla mnie ma to klimat :)

I numer który mnie rozłożył na łopatki:


Lubię oryginał, słyszałam kilka coverów, które były bardziej lub mniej udane, ale to w jaki sposób zabrali się do tego Królowie jest niesamowity - ciężko, mrocznie i obłędnie pod względem wokalnym.
Polecam :)

piątek, 22 marca 2013

"It's medicinal marijuana. I have a prescription and everything. But I'm not gonna tell you why, because it's between me and my doctor."


Obejrzałam jakiś czas temu film, którego tytuł po polsku brzmi "Zła kobieta". Nie wiedziałam czego się po nim spodziewać, bo opinie na jego temat były podzielone. Stwierdziłam, że muszę sobie w takim razie wyrobić własną :) Zdecydowałam się obejrzeć z dwóch powodów: lubię Cameron Diaz, która gra główną rolę, no i z racji wykształcenia wszelkie filmy o nauczycielach są dla mnie interesujące.
Decyzji nie żałuję - śmiałam się przez półtorej godziny jak opętana. Ten rodzaj humoru mnie akurat bawi. Może nie dla każdego uzależniona nauczycielka, która nie lubi tego co robi, szuka męża milionera i obsesyjnie zbiera pieniądze na powiększenie biustu będzie zabawna, ale mnie rozłożyła na łopatki. Film absurdalny, ale mieści się w ramach dobrego smaku. 
Świetna propozycja na długi, ponury, wiosenno-zimowy wieczór. Zwłaszcza dla ludzi, którzy uważają, że wszyscy nauczyciele to sztywniacy, myślący tylko o tym, żeby wbić uczniom wiedzę do głów :) Polecam !

czwartek, 21 marca 2013

"Rozgniata serce ciszy w drobny proch"


Dzisiaj będzie o Monstrum - zespole, który skradł moje serce wraz z pierwszą piosenką jaką usłyszałam na żywo w ich wykonaniu. Rzeszowski zespół, który powstał w 1994 roku, gra muzykę gitarową, okraszoną ciekawymi bębnami i mocnym, męskim wokalem. Zazwyczaj definiowani są jako zespół heavy metalowy. I chyba muszę się z tym zgodzić. Uwielbiam takie lekko oldskulowe granie :)
Byłam na kilku ich koncertach i za każdym razem zaskakują mnie entuzjazmem i olbrzymią mocą jaka płynie z ich muzyki. Polskie teksty to dla mnie olbrzymi plus - dowód na to, że w rodzimym języku też można przekazywać emocje.
Wprawdzie najbardziej podobali mi się w składzie, w jakim nagrali swoją trzecią płytę, ale obecnie też dają radę.
Choć jest to zespół niszowy, to w środowisku metalowców są stosunkowo znani. Mimo to pozostali "normalni" - nie gwiazdorzą, znajdują czas dla fanów. Oby więcej zespołów z takim podejściem do tego co robią było na polskiej scenie muzycznej. Ja za chłopaków z Monstrum trzymam kciuki :)
i koncertówka - wprawdzie bardziej słychać publiczność niż zespół, ale można uchwycić ten niepowtarzalny klimat :)

  
Ta jest jeszcze lepsza, ale wstawić mi się uparciuch nie chce ;p http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=GJjFVTN26TY

środa, 20 marca 2013

"So we shall flow a river forth to Thee, and teeming with souls shall it ever be."

Nie przepadam za filmami sensacyjnymi. O ile seriale mogę oglądać godzinami, o tyle, gdy widzę w kategorii filmu "sensacyjny" to nawet się za niego nie zabieram. Ale oczywiście istnieją wyjątki od tej reguły. Bo przecież trzeba spróbować wszystkiego. Filmu sensacyjnego czy gangsterskiego też. Całe wieki temu dostałam od znajomego na płycie "Świętych z Bostonu". A skoro dostałam to wypadało chociaż raz pooglądać. No i pooglądałam. Raz, drugi, trzeci. Liczba "obejrzeń" rosła w zastraszającym tempie. Do dzisiaj wracam do tego filmu (a jest z 1999 roku, więc czasu miałam sporo). Niezmiennie mnie zachwyca. Świetna muzyka to zaleta numer jeden. Niebanalna fabuła - i mamy plus numer dwa. Niesamowity Willem Dafoe - takiego policjanta to ja w żadnym filmie nie widziałam. No i główni bohaterowie: młodzi, przystojni, narwani niegrzeczni chłopcy :)
Całość tworzy ciekawą mieszankę, na którą ja osobiście patrzyłam z przyjemnością. Są w "Świętych z Bostonu" momenty tak zabawne, że człowiek nie może przestać się śmiać. Ale są też takie, które mogą wzruszyć co wrażliwsze osoby. Nie brakuje tu strzelania i krwi - ale przecież tego wymaga konwencja. Z pewnością jeszcze powrócę do tego filmu. I jak zwykle będę się nim zachwycać :)


I zdjęcie znalezione w sieci, które mnie totalnie rozwaliło :)


poniedziałek, 18 marca 2013

" I was the weapon, but I ain't no killer."

Na ten film trafiłam przypadkiem, ale nie zapomnę go nigdy. "Morderstwo pierwszego stopnia" przeraża, porusza i sprawia, że człowiek myśli, że jednak kręcą jeszcze dobre filmy. Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia pełna jest przemocy i cierpienia. Henri Young zagrany przez Kevina Bacona to jedna z lepszych kreacji aktorskich jakie widziałam. Oskarżony, skazany, poniżany, torturowany Henri zamienia się w szaleńca i popełnia kolejną zbrodnię. Jego obrony podejmuje się James Stamphill (Christian Slater), który po pewnym czasie zmienia się z adwokata w przyjaciela. Film bez rewelacyjnych efektów specjalnych, nowoczesnej broni, pięknych półnagich kobiet; film, którego nie ogląda się z przyjemnością i przy którym nie ma się ochoty sięgnąć po popcorn; film, który jest mroczny, ma tragiczną fabułę i niemal zerową akcję. A jednak zaczyna człowiek oglądać i nie może przestać. Świetne zdjęcia z więzieniem Alcatraz w tle i klimatyczna muzyka to dodatkowe atuty. Warto pooglądać czasami coś ambitniejszego, coś co nas poruszy, wyciśnie parę łez.

I nie ważne, na ile filmowa historia zgadza się z tą prawdziwą - to nie film dokumentalny, tylko fabularny.

niedziela, 17 marca 2013

"Szaleństwa nie da się zwalczyć logiką"


Kocham czytać. Książki pochłaniam jedna za drugą. Jednym z moich ulubionych pisarzy jest Graham Masterton. Jeśli ktoś go jeszcze nie zna, to proponuję zacząć od jednej z łagodniejszych pozycji w jego dorobku. Pisarstwo Mastertona to głównie przepełnione przemocą i erotyzmem thrillery. Elementy te znajdziemy również w "Bazyliszku", jednak w nieco mniejszej dawce, przez co powieść staje się łatwiejsza w odbiorze.
Głównym bohaterem jest Nathan Underhill - kryptozoolog próbujący wyhodować gryfa. Nie on jeden usiłuje wskrzesić mitycznego potwora. Doktorowi Zauberowi ta sztuka się udaje i jego Bazyliszek zaczyna grasować w domu starców mordując pensjonariuszy. Odkrywa to żona Nathana. Rodzina Underhill'ów wplątuje się w tą tajemniczą intrygę  a kryptozoolog, by ratować ukochaną musi podążyć w ślad za potworem i jego panem do... Krakowa.

Szczerze mówiąc, to jest to jedna ze słabszych pozycji w dorobku Mastertona. Brak tu napięcia, scen powodujących gęsią skórkę czy dusznej, erotycznej atmosfery. Ale właśnie dlatego ktoś, kto nie zetknął się nigdy z tym pisarzem śmiało może zacząć od przeczytania "Bazyliszka". Po lekturze nie będzie bał się przejść po zmroku do łazienki, a istnieje szansa, że zarazi się stylem Mastertona i sięgnie po kolejne powieści tego wybitnego autora :)

piątek, 15 marca 2013

"Gdy rozum śpi...


...budzą się upiory", czyli słów kilka o przedstawicielu polskiego folk-heavy-pagan metalu :) PERCIVAL SCHUTTENBACH to zespół, który gra unikalną na naszym rynku muzycznym mieszankę. Pełnymi garściami czerpią z tradycji słowiańskich i przedchrześcijańskich, zarówno polskich jak i niemieckich. Ich muzyka to połączenie przeszłości ze współczesnością, co daje projekt niepowtarzalny. Tradycyjne instrumenty z nowoczesnymi, teksty o dawnych bogach w ciekawej aranżacji. Moc, energia - dla mnie genialne.
Już nie mogę doczekać się kwietniowego koncertu :)
New Wave of Polish Heavy Folk :)

czwartek, 14 marca 2013

Sława i cześć


Radogost to młoda folk-metalowa grupa, która ma na swoim koncie trzy albumy. Chłopaki grają żywiołową, mocną muzykę. Wyraźnie słychać tu gitary, które świetnie współbrzmią z tradycyjnymi instrumentami. Znaczącą rolą odgrywają także skrzypce. Jednak dla mnie siłą zespołu jest mocny, męski wokal, który momentami przechodzi w  growl.

Mnie osobiście urzekły nagrywane przez Radogost covery :) Są przezabawne :)

Mam nadzieję, że uda mi się wybrać na wspólny koncert Radogosta i Percivala już w kawietniu. To może być "coś" :)

"Wyjawię światu prawdę..."


Lubię książki o zamierzchłych czasach. Bez względu na to, czy są to zwykłe romanse osadzone w średniowieczu czy krwawe historie o starciach wielkich mocarstw. Dzięki wyprzedaży w mej ulubionej księgarni wpadła mi w łapki książka niesamowita. Książka, którą przeczytałam jednym tchem - "Ojciec chrzestny z Sherwood" Angusa Donalda. Jest to historia znanego wszystkim banity widziana oczami Alana z Nottingham, dla którego Robin był panem, mentorem i wybawicielem. Jako człowiek w podeszłym wieku wspomina i spisuje przygody, które wspólnie przeżyli. Opowieść ta daleko odbiega od historii, którą czyta się dzieciom. Robin jest tu krwawym przywódcą, okrutnym dyktatorem, człowiekiem, który pragnie być czczony jak Bóg.Robin z książki Donalda nie jest wyidealizowanym bohaterem do jakiego przywykliśmy. To człowiek, który popełnia błędy i niekoniecznie wyciąga z nich wnioski.



Książka trzyma w napięciu, fabuła jest nieprzewidywalna, a akcja toczy się wartko. Warto poznać taką wersję historii Robin Hooda.