poniedziałek, 23 września 2013

"Polały się łzy me czyste, rzęsiste..."

Z dzieciakami bywa przezabawnie. Potrafią rozśmieszyć mnie do łez :)
Scenka pierwsza - klasa 1 szkoły podstawowej:
Chłopczykowi upadła pod stolik kredka, gdy się po nią schylał z jego ust teatralnym szeptem wyrwało się "Jezuuu". Siedząca przed nim koleżanka wstała i zakomunikowała mi: "Proszę pani on wzywa imienia Pana Boga na daremno" - moja mina bezcenna :)
Scenka druga - klasa III gimnazjum:
Musiałam sporządzić listę chętnych na udział w zajęciach pozalekcyjnych. Ku mojemu zdziwieniu zgłosiła się cała klasa (albo mnie lubią, albo kosmici przeprowadzili na nich badania). Pytam najgorszego rozrabiaki, czy jest pewny, że chce w kółku brać udział, na co on nonszalancko oparł się o krzesełko i pewnym siebie tonem rzucił: "Na trójkącik się pani nie zgodzi, więc zostaje mi kółko".
Uwielbiam płakać ze śmiechu :) Muszę tylko przestać robić makijaż do szkoły, albo zainwestować w wodoodporne kosmetyki :)

czwartek, 19 września 2013

This means war...

Człowiek rzucony na głęboką wodę musi nauczyć się pływać zanim utonie. Młody nauczyciel musi nauczyć się żyć w szkole zanim jego psychika całkowicie się nie załamie. Szkoła jest gorsza od dżungli. I nie chodzi mi tu o uczniów - ja młodzież i dzieciaki teoretycznie lubię, więc na tym froncie radzę sobie całkiem nieźle. Ale szybko dowiedziałam się, że współpraca z rodzicami nie jest taka różowa. Średnio ich interesuje co się z dziećmi dzieje, czego potrzebują, co będą robić w szkole. Wcale się nie dziwię, że moja klasa uważana jest za najgorszą, skoro olewają ich nawet rodzice...
Pokój nauczycielski to jeszcze inna bajka - trzeba być bardzo uważnym, żeby odróżnić fałszywy uśmiech od szczerego i pomocną radę od tej, która ma cię w bagno wciągnąć.
Chyba powinnam kupić sobie kombinezon maskujący i zacząć opracowywać plan ewakuacji - tak na wszelki wypadek...

niedziela, 15 września 2013

Suprise... :)

Życie to jednak człowieka zaskoczyć potrafi :) Od jakiegoś czasu nie wyrabiałam fizycznie i psychicznie w pracy - miałam dość wszystkiego. Zarobki poniżej płacy minimalnej, pracujące weekendy, dojazdy, brak wolnego - wszystko to mnie wykańczało i sprawiało, że brakowało mi czasu na to, by zwyczajnie żyć. Ale ten tydzień okazał się przełomowy. Dostałam propozycję wymarzonej pracy. W dodatku na świetnych warunkach.A więc jeszcze tydzień i będę miała czas na wszystko - na spotkanie z przyjaciółmi, na przeczytanie czegoś ciekawego, obejrzenie filmu, zajrzenie na bloga, czy zwykłe pogapienie się w sufit :)))