czwartek, 11 kwietnia 2013

"His name was Barnabas Collins, and he was the finest man this family ever knew."

Uwielbiam Burton'a i kocham Deep'a - musiałam obejrzeć "Mroczne cienie". Musiałam. I obejrzałam.  I nie zawiodłam się. Może to dlatego, że praktycznie bezkrytycznie przyjmuję każde dzieło tej szalonej dwójki. Co chwilę Hollywood raczy nas nową historią o wampirach. Większość jest tak patetyczna,że aż mnie odrzuca. A tu miła niespodzianka. Historia wampira (przeuroczy Johnny) obudzonego w latach 70 jest lekka i zabawna. Nie wiem jak zareagują na nią ci, którzy nie przepadają za Burton'em, bądź go nie znają, ale dla mnie to film idealny. Olbrzymim plusem jest świetna muzyka. No i genialne krajobrazy i wnętrza. Pewnie jeszcze nie raz obejrzę historię Barnabas'a Collins'a :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz